Czy zagadka „pola kul” została rozwiązana? Nowe źródła wskazują na jedną z możliwości…

Niemal dwa lata fundacja „Skryptorium” prowadzi poszukiwania na sławnym już „polu kul”, znajdującym się na obrzeżach Kołobrzegu. Czy najnowsze efekty oraz najnowsze publikacje mogą dać odpowiedź na wiele pytań? Uczestnicy są przekonani, że dokonali potwierdzenia w terenie pewnego wydarzenia, które miało miejsce w czasie drugiego oblężenia twierdzy w czasie Wojny Siedmioletniej.

Tych, którzy oczekują na skrzynie pełne skarbów lub jakieś wielkie historyczne odkrycie należy od razu na wstępie uspokoić, że nic takiego nie ma i raczej nie będzie miało miejsca. Ale zacznijmy od początku:

Dwa lata temu fundacja „Skryptorium” rozpoczęła akcję oczyszczania plaż i terenów przyległych, powiązaną z poszukiwaniem zabytków. O efektach tej akcji informowaliśmy już wielokrotnie, do dziś kilogramy złomu oraz innych przedmiotów niebezpiecznych są za każdym razem podnoszone z terenów objętych stosownymi pozwoleniami. I tak podczas jednej z takich akcji, z udziałem zaprzyjaźnionych grup z Górnego Śląska,  w marcu 2023 roku znalezione zostały tam pierwsze kule armatnie oraz kartaczowe.

Pierwsze wpisy o ich znalezieniu nieopatrznie mogły nawiązać do czasów napoleońskich. Kwerenda w źródłach historycznych wskazywała jednak na wiele wydarzeń z czasów Wojny Siedmioletniej pod Twierdzą Kołobrzeg (1758 – 1761). Źródła kartograficzne jednoznacznie wskazują w tym miejscu naniesiony obiekt, jak na przykład tutaj:

fot. domena publiczna

Kolejne poszukiwania przynosiły kolejne owoce w postaci coraz większej ilości kul i granatów artyleryjskich, ze zdecydowaną przewagą kul kartaczowych. Tworzona przez organizatorów planigrafia na podstawie regularnie nakładanych współrzędnych każdego znaleziska zaczęła wskazywać linię północ – południe. Pierwsza bomba o wadze 60 kilogramów nieśmiało nakierowała Damiana Płowego – opiekuna merytorycznego fundacji, historyka wojskowości – na ostrzał z morza. To właśnie  kecze bombowe, którymi posługiwały się marynarki wojenne w XVIII wieku, miały zamontowane w dziobowej części pokładu moździerze naprawdę dużego kalibru.

kecz bombowy z XVIII wieku. fot. domena publiczna

Niemniej jedna taka bomba niczego nie była w stanie udowodnić. Kolejne prace przynosiły kolejne kule, granaty, różnego wagomiaru, dochodziły  pociski dziewiętnastowieczne – nadal nie było możliwości jednoznacznego stwierdzenia, co tu mogło się wydarzyć. Pytani historycy (nie pytani również) kierowali dyskusję na „poligon” lub „strzelnicę” z XIX wieku:

„Najprawdopodobniej nic się nie działo” – pisze pod jedną z informacji prof. Grzegorz Podruczny. (…) „Też opcja, że to nie jest pozostałość po walkach (albo nie tylko po walkach), tylko po polowej strzelnicy garnizonowej, i to działającej dosyć długo”.

„… Jest to dawny poligon z lat trzydziestych i późniejszych XIX wieku. Tak sądzę” – twierdzi Robert Maziarz, lokalny pasjonat historii  w jednej z dyskusji o znaleziskach z „pola kul”.

Nie jest to nieprawdopodobna wersja, gdyż ilość pocisków dziewiętnastowiecznych znaleziona w tym miejscu może potwierdzać obecność poligonu lub strzelnicy. Jednak nie można było odrzucić i tej tezy – być może była tam strzelnica, poligon – tyle, że właśnie w XIX wieku. Profesor Grzegorz Podruczny opisując Twierdzę Kłodzko, przybliżył lokalizację szańca obozu warownego w Kołobrzegu, rozpoczętego w 1811 roku. Ta lokalizacja jest raczej w miejscu doskonale widocznych w terenie i na lidarze strzelnic – ale one z kolei są dalej od miejsca, w którym znaleziono amunicję artyleryjską.  Zachodziło zatem pytanie: czy  naprawdę historia tego miejsca zaczyna się wyłącznie w XIX wieku…? Czy nie ma w tym miejscu (co w Kołobrzegu nie byłoby niczym niezwykłym), zbiegu wydarzeń historycznych z różnych wieków historii? Przecież źródła kartograficzne z oblężeń Kołobrzegu w osiemnastym wieku wyraźnie wskazują obiekt w tym miejscu…

Dokładne i żmudne prace zaczęły przynosić nowe znaleziska – w tym przybory artyleryjskie. Uwagę współpracującego z fundacją archeologa Olafa Popkiewicza zwrócił przede wszystkim fakt, że znajdowane pociski są w całości:

Znalezisko Darka, tych przyborów artyleryjskich, są potwierdzeniem tezy, która zaczęła we mnie kiełkować w momencie, kiedy odwiedziłem magazyn fundacji – mówi Olaf Popkiewicz. – Obejrzałem przedmioty, które w tym miejscu zostały wykopane. Otóż są to głównie pociski artyleryjskie, wśród których zwracają uwagę pociski artyleryjskie zwane granatami, czyli pociski elaborowane prochem, które miały rozrywać się, rażąc odłamkami. I znajdujemy tutaj całe pociski artyleryjskie, całe granaty, natomiast bardzo, bardzo mało odłamków. Co by świadczyło o tym, że w tym miejscu ta amunicja była gromadzona, że to miejsce nie było celem ostrzału tą amunicją, tylko ona po prostu tutaj leżała, była magazynowana. Co z kolei skłania ku podejrzeniu, że w połączeniu z tymi przyborami artyleryjskimi tutaj znajdowała się jakaś działobitnia.

Było już niemal pewne, że poszukiwania trwają w miejscu dawnego szańca. Czy jednak było to umocnienie z czasów Wojny Siedmioletniej, czy czasów napoleońskich czy też późniejszego okresu – tego nadal nie można było jednoznacznie stwierdzić.

Tymczasem na rynku wydawniczym pojawiła się publikacja, która przyniosła najprostsze i najbardziej prawdopodobne rozwiązanie. Eugene Gorb, ukraiński historyk, bazując na oryginalnej dokumentacji z czasów Wojny Siedmioletniej z zasobów Centralnego Państwowego Archiwum Historycznego Ukrainy w Kijowie, dokonał rewelacyjnego opisu wydarzeń, które miały miejsce w Kołobrzegu zarówno w 1760 roku, jak i w kolejnej publikacji – rok później. W swojej  książce pt. „Cud nad Bałtykiem. Rosyjsko – szwedzkie operacje pod Kołobrzegiem jesienią 1760 roku”  opisuje pewne wydarzenie, które miało  miejsce w nocy z 7 na 8 września 1760 roku:

Burza wciąż szalała, gdy kapitan artylerii Aleksiej Rokotow otrzymał rozkaz przygotowania grupy desantowej – kompanii piechoty, grupy inżynierów, artylerzystów i czterech dział – do lądowania. Wcześniej artyleria oblężnicza była wyładowywana z okrętów, ale teraz chodziło o małe działa pułkowe, które były bezużyteczne w operacjach oblężniczych (…) Dopiero przed wejściem do szalup Rokotow otrzymał od Demidowa (dowódcy operacji oblężniczej w stopniu generała – dop.aut.) szczegółowe instrukcje w zapieczętowanej kopercie – przygotować pozycje artyleryjskie na brzegu i osłaniać działania stu spieszonych Kozaków, pod żadnym warunkiem nie wdawać się w walkę (podkr. aut.). (…)

Rokotow nakazał wiosłować na plażę na zachód od ujścia rzeki Parsęty – był tam łagodny, piaszczysty brzeg, co zmniejszało ryzyko rozbicia się o skały. (…) O świcie szalupy uderzyły o piasek zachodniej plaży, a Rokotow rozkazał przeciągnąć ich za przybrzeżne wydmy, aby desant nie został zauważony z twierdzy. Pod ulewą i przenikliwym wiatrem rosyjska piechota, zaprzężona w liny, przeciągnęła łodzie i działa po piasku. Za wydmami można było schronić się od wiatru  w pospiesznie wykopanych ziemiankach, ale Rokotow surowo zabronił rozpalania ognia. (…)

Autor książki dołącza mapkę, która zaznacza miejsce lądowania desantu Rokotowa. I to już właściwie nie powinno zostawić wątpliwości: epizod, o którym mowa w tej książce, miał tu właśnie miejsce…

Fragment ryciny z książki autorstwa Eugena Gorba „Cud nad Bałtykiem. Rosyjsko – szwedzkie operacje pod Kołobrzegiem jesienią 1760 roku”

Co ciekawe, pieczołowicie zaznaczane punkty wydobycia poszczególnych kul, granatów, kartaczy, po dwóch latach tworzą już bardzo widoczny zarys, który – jak wspomniano wyżej – układa się na linii północ – południe.

Epizod, o którym tu mowa, jest jednym z bardziej prawdopodobnych rozwiązań zagadki „pola kul”. Potwierdzają to źródła kartograficzne, odnalezione w tym miejscu przedmioty, a także planigrafia robiona na podstawie współrzędnych znalezisk. Nie jest to jednak ostateczny werdykt.

– Nie znaleźliśmy żadnych przedmiotów, które ewidentnie wskazywałyby na bytność żołnierzy w tym miejscu; jakichś drobnych guziczków, monetek, które wokół całego Kołobrzegu występują, my ich tam nie znajdujemy – mówił Olaf Popkiewicz podczas konferencji tematycznej, organizowanej przez fundację „Skryptorium”. – Być może te drobniejsze przedmioty są poza zasięgiem naszych wykrywaczy, dlatego by zgłębić istotę tego pola kul, potrzeba jeszcze wiele badań – dodaje.

  Ostatnie  poszukiwania na „polu kul” przyniosły kolejne znaleziska, które, jak twierdzi Damian Płowy, zdecydowanie przybliżają historię tego miejsca:

Efekt kilku dni poszukiwań w Kołobrzegu: kilkanaście kul, granatów artyleryjskich. Potwierdza nam się wiele rzeczy, między innymi to, że w 1760 roku mieliśmy do czynienia z desantem morskim wojsk rosyjskich na plażę w Kołobrzegu, czyli na ten fragment terenu, na którym prowadziliśmy poszukiwania. Tam desantowały się wojska rosyjskie, pod dowództwem generała Demidowa, które wylądowały na plaży w dogodnym dla siebie miejscu, tam zostały też wyokrętowane ciężkie działa oblężnicze, tam została wyokrętowana amunicja, i stamtąd były też prowadzone działania lądowe w kierunku twierdzy kołobrzeskiej. Wiemy ze źródeł rosyjskich, że na samym brzegu, już podczas zwinięcia tego oblężenia, kiedy przyszła pruska odsiecz, pozostały na brzegu 22 ciężkie armaty oblężnicze, i pozostało około czterech tysięcy kul armatnich. Wiemy, że część z nich była wystrzelona, wiemy też, że ten desant morski wspierała rosyjska artyleria, co widać po tych znaleziskach. To nam pokazuje, że tam do odkrycia jest jeszcze mnóstwo rzeczy, bo podczas trzech oblężeń Kołobrzegu wystrzelono kilkadziesiąt tysięcy kul armatnich zarówno z jednej jak i z drugiej strony. Niespodzianek i atrakcji tam będzie jeszcze bez liku – zapewnia Damian Płowy i dodaje: – Mamy tutaj większość granatów artyleryjskich, mamy też miejsca w „uszkach”, które były wsadzane do moździerzy, z których  były miotane w kierunku twierdzy kołobrzeskiej, i również w kierunku pruskich, ziemnych fortalicji. Bardzo mało jest kul trzyfuntowych i sześciofuntowych, które były używane  przez piechotę. I też wiemy, że te działa były wyokrętowane z rosyjskich okrętów, ale one służyły do osłony tego desantu. W działaniach stricte oblężniczych były używane kule konkretnych wagomiarów. Wszystkie  kule trzeba oczyścić; one są wypełnione piaskiem, mułem, a gdy je się wydrąży, będzie można je zmierzyć, zważyć dopiero wtedy będziemy wiedzieć dokładnie, jakiego są kalibru – dodaje.

Niewątpliwie jednym z najciekawszych znalezisk jest kolejna, 60-kilogramowa bomba, tym razem zachowana w całości.  Wydobył ją obecny podczas ostatniej akcji znany poszukiwacz – jutuber Artur Troncik „Saper” wraz z Olafem Popkiewiczem i ekipą „Oposów”.

Niesamowite miejsce – przyznaje Artur Troncik, uradowany znalazca łącznie 14 kul. – Udała mi się ta sztuka. Na sam koniec, już się spakowałem do auta, podszedł kolega Łukasz, który trafił tę dużą kulę i jak to zobaczyłem…! Tak stałem i patrzyłem, i powiedziałem sobie: nie. Ja tam muszę na chwilę wrócić. Spotkałem Oposów – ekipę Olafa, poszliśmy, znalazłem sygnał, i bach, jest. Z całą pewnością będę ostrzył szpadel po powrocie do domu, aby tu wrócić. Jestem przekonany, że znajdziemy tu coś naprawdę wielkiego – zapewnia Artur.

Bomba artyleryjska o wadze 60 kg, znaleziona przez Artura Troncika

Wydobycie tej bomby zakończyło marcową akcję. I trudno tu już mówić o przypadku – dwie bomby odnalezione w podobnej lokalizacji to już nie jest przypadek.

Być może kolejne szczegóły ujawnią się po konserwacji wydobytych przedmiotów. Być może potwierdzony zostanie zarówno epizod z lądowaniem oddziału Rokotowa, jak i strzelnica czy poligon – czasowo jest to niespełna sto lat różnicy. Być może potwierdzimy również szaniec warowny z 1811 roku. Wszystko jest możliwe, ale jedno jest pewne: jeszcze wiele pracy w ten teren trzeba włożyć, by móc powiedzieć jednoznacznie i z pełnym przekonaniem o jakiejkolwiek wersji: „tak, to jest na sto procent to”.

Jeśli jednak mówimy o oblężeniu Kołobrzegu w 1760 roku, warto zacytować fragment podsumowania cytowanej dziś książki:

Do połowy września rosyjskie okopy osiągnęły już drogę krytą, a północna i zachodnia strona twierdzy były całkowicie kontrolowane przez rosyjską artylerię oblężniczą pomimo słabego wsparcia z morza, gdzie przeciwko pruskim fortyfikacjom działały tylko okręty bombardierskie. U wybrzeży Rosjanie zgromadzili armadę, która w sumie przewyższała potencjał militarny takich państw jak na przykład Dania. Jednak ta niezgrabna i niepraktyczna eskadra była całkowicie bezużyteczna na płytkich wodach przybrzeżnych, gdzie znacznie większy sukces odniosłaby <flota komarów>, składająca się z galiotów i galer, a nie okrętów liniowych i fregat, które miały zbyt duże zanurzenie. (…) Pod murami twierdzy nie doszło do pełnoskalowej bitwy w takim rozumieniu, jak to miało miejsce podczas wojny siedmioletniej, ale generał Werner doskonale wypełnił minimum, którego od niego wymagano – niezauważony przez wroga dotarł do Kołobrzegu w najkrótszym możliwie czasie i w wyniku niewielkiej potyczki zasiał kompletny chaos i strach w obozie oblężniczym, zmuszając nieprzyjaciela do opuszczenia brzegu, porzucając artylerię i wszelkie inne wojskowe zapasy” (podkr. aut.).

 Zatem: ciąg dalszy nastąpi…

Szczegóły znajdziecie Państwo jeszcze w szykowanym właśnie materiale filmowym, ale serdecznie zapraszamy do oglądania  kanałów YT, gdzie możecie obejrzeć fabularyzowane filmy z poszukiwań na terenie tak obfitym w historię z różnego okresu:

patron medialny fundacji szlakiem.lat: tutaj

kanał Artura Troncika– Underground Passion tutaj

kanał Olafa Popkiewicza-tutaj